Bar nie ma znaku. Jego okna i drzwi są pokryte naklejkami. Naprzeciwko, na tle drutu kolczastego, widzimy rysującego mężczyznę w okularach. Często wokół baru panuje tłok. Ludzie, którzy tu przychodzą, wiedzą, kim jest ten człowiek [dessiné sur le mur]. Czasami wyobrażają sobie siebie przed nim. Kora nazywa się karmą. W rzeczywistości jest to kopia firmy, która została zamknięta w Mińsku trzy dni po wtargnięciu Rosji na Ukrainę. Jego właściciele nie chcą płacić podatków w kraju, w którym czołgi wjechały na Ukrainę.
Wewnątrz barmani rozmawiają nieformalnie sami ze sobą. A potem są te naklejki, graffiti i hipsterzy. Takich miejsc w Europie jest wiele, ale nie w Mińsku. Bar wyróżniał się na idealnie czystych ulicach centrum białoruskiej stolicy. W Mińsku praktycznie nie ma naklejek ani graffiti na ścianach. Od razu pokrywane są regularnymi kwadratami w odcieniach szarości, żółci czy brązu, które po chwili tworzą modernistyczne kompozycje.
Mińskie schronienie przed pałkami
W dniu wyborów prezydenckich na Białorusi w 2020 r. Karma pozwoliła schronić się przed pałką sił bezpieczeństwa około stu osobom. Po wyborach jeden ze współwłaścicieli baru, Gleb, opuszcza Białoruś i otwiera kolejną Karmę w Kijowie. Kiedy jednak zaczęła się wojna, wyjechał do Polski i podobne bary szybko pojawiły się w Warszawie i Gdańsku.
Od kilku miesięcy uczęszczamy do Karmy w Warszawie. Nie tylko pijemy tam piwo. Informatycy, artyści, nianie i reżyserzy nawiązują tam relacje twórcze i biznesowe. To tutaj zbierane są fundusze na pomoc dla Ukrainy i występują muzycy. Jedno prowadziło do drugiego i doszliśmy do wniosku, że Karma to portret Gleba. Poprosiliśmy więc go, aby opowiedział nam swoją historię.
Był niezbyt wysokim facetem z długą brodą i tatuażami od stóp do głów. Od początku zwraca się do nas nieformalnie i daje nam: Piątka. Młoda kobieta o różowych włosach woła do niego czule „Julinga” [surnom de Julia]. Siedzimy z tyłu baru.
„Mój ojciec jest prywatnym przedsiębiorcą, mama uczy w szkole, Zaczyna Gleb. Urodziłem się w Komalu, na skraju strefy czarnobylskiej. W ramach projektu Czarnobyl dla dzieci odwiedziłam wszystkie kraje europejskie. Na obozach letnich uczyłem się niemieckiego i francuskiego. W naszym domu na śniadaniowym stole zawsze gości dobra ryba. Mój ojciec musiał na to ciężko pracować. Musiał dużo, naprawdę dużo pracować i po kilku drinkach zaatakował Łukaszenkę [le dictateur au pouvoir depuis 1994 en Biélorussie]. Nadal twierdził, że chce opuścić kraj. Gleb upiera się jednak, że utrzymywał z rodziną dalekie relacje. To jest gdzie indziej
„Guru mediów społecznościowych. Bardzo upada. Wolny fanatyk kawy. Entuzjasta telewizji. Gracz. Miłośnik internetu. Nieskrępowany wichrzyciel.”
More Stories
Euro 2024: Holandia od tyłu pokonała Polskę w finale grupy C przeciwko Francji
W Polsce protest przeciwko wykorzystaniu sztucznej inteligencji w radiu
Polska zabiega o czasowe zawieszenie praw azylowych z UE